Fotografia lotnicza ma wiele form. Od typowo spotterskiej, przez bardziej artystyczną aż po zdjęcia air-to-air, będące dosyć kosztownym i trudnym do zrealizowania marzeniem wielu fotografów. Nie spodziewałem się, że przyjdzie mi wziąć udział właśnie w sesji air-to-air i to na zaproszenie Orlen Grupy Akrobacyjnej Żelazny.
O zrobieniu zdjęć air-to-air marzyłem już od dawna, ale było to raczej marzenie na liście nie do spełnienia, ponieważ uważałem, że należę do osób o dosyć słabym żołądku. Robiąc zdjęcia w powietrzu zwykle leci się stosunkowo małym samolotem, którym nieco rzuca, a patrząc w wizjer aparatu albo ekran, wszystko lata w różne strony i łatwo rozhuśtać żołądek. Zakładałem więc, że może kiedyś się tym zajmę, ale nie podejmowałem żadnych kroków w kierunku realizacji tego marzenia.
Wszystko zaczęło się w środę, 3 czerwca 2020 r. (czyli w moje urodziny). Napisał do mnie do Paweł Antkowiak, jeden z pilotów Żelaznych i powiedział, że razem z Arkiem Kamienieckim z którym działamy razem w EPKS Spotters, mamy przyjechać w czwartek na Kobylnicę, zrobić zdjęcia, zapewne w powietrzu. Początkowo plan był taki, że Arek miał polecieć na sesję air-to-air, a ja miałem zająć się zdjęciami z ziemi, ale możliwe, że będzie można zrobić coś więcej.
Z takim nastawieniem i niepewnością co mnie czeka, spakowałem sprzęt, drugi aparat z obiektywem 24-105 mm i następnego dnia pojechałem na Kobylnicę. Na miejscu czekał na nas już Paweł a później dojechała reszta pilotów z Wojtkiem Krupą na czele. Szybka odprawa i informacja – skoro jest dwóch foto, to robimy dwa wyloty. Arek pierwszy, a ja drugi, pół godziny na przygotowanie, ogarnięcie sprzętu oraz pomysłów i zaczynamy. Zdjęcia robimy z Cessny 172, a dokładny plan tego co zaplanowali miał być dla nas zaskoczeniem już podczas lotu.
Wszystko działo się tak szybko, że nie było nawet czasu zastanowić się nad tym co się właśnie wydarzyło i co mnie czeka. Kiedy Arek wrócił (nieco wymęczony, ponieważ przy jego wzroście, w ciasnej Cessnie nie jest zbyt wygodnie), po przerwie przyszła kolej na mnie. Wsiadłem do Cessny, poczekaliśmy aż Żelaźni wystartują i zrobią przegrupowanie i wystartowaliśmy. Przez następne około pół godziny (bo tyle trwał lot) zrobiliśmy kilka rund wokół lotniska z zamiarem sfotografowania całej formacji czterech samolotów, a później formacji dwóch Extr i dwóch Zlinów.
Czasu na zdjęcia było mało, ponieważ Cessna 172 do szybkich nie należy, a do tego zastrzały i skrzydło mocno ograniczają pole widzenia. Trzeba było więc celować w dosyć wąskie kąty widzenia do tyłu, siedząc w nieco niewygodnej pozycji i wystawiając chociaż aparat za okno. Na szczęście organizacją lotu zajmował się Wojtek Krupa, który pilnował, aby wszyscy zajmowali odpowiednie pozycje do zrobienia zdjęć – szło mu to bardzo dobrze, dzięki czemu nawet taki nowicjusz w tego typu zdjęciach jak ja miał dużo okazji do zrobienia świetnych zdjęć.
Co ciekawe, lot przebiegł bardzo spokojnie (nie licząc kilku ostrzejszych manewrów, kiedy pilot Cessny chyba chciał sprawdzić co wytrzymam 😀 ). Żadnych większych wstrząsów, turbulencji itp. Owszem, prawda jest taka, że oprócz adrenaliny, która buzowała we krwi (i aviomarinu), nie było nawet czasu zastanowić się nad jakimiś nieprzyjemnościami, ponieważ cały czas trzeba było pilnować kadrów i okazji do zdjęć, zwłaszcza, że nawet podczas zmiany pozycji, możliwe było złapanie ciekawych ujęć.
Tak oto, dzięki zaproszeniu Żelaznych, wziąłem udział w swojej pierwszej w życiu sesji air-to-air. Powiem szczerze, że dopiero teraz zrozumiałem co czują w tym fotografowie, którzy częściej biorą udział w takich wydarzeniach. Apetyt rośnie w miarę jedzenia, więc na pewno będę szukał kolejnych okazji do zrobienia zdjęć w locie. Może uda mi się kiedyś trafić na rampę czegoś większego, aby sfotografować coś szybszego i głośniejszego, ale mimo wszystko robienie zdjęć z Cessny wcale nie było takie złe.
A dla ciekawych aspektów technicznych, jak widać po zdjęciach, dane nam było robić zdjęcia z okna, które podczas lotu było otwarte. Mogliśmy więc robić zdjęcia do tyłu, oraz próbować zdjęć do przodu, ale to nie było proste, ponieważ zastrzał, podwozie oraz skrzydło ograniczały mocno widok. Cessna jest też dosyć wolna, więc piloci musieli podlatywać z doskoku, aby wyrównać prędkość minimalną zespołu i maksymalną Cessny. Arek wybrał zestaw dwóch aparatów, ja wybrałem Sony A7RIV z obiektywem 24-105 mm, ponieważ wolałem bardziej mobilny zestaw i lżejszy od Nikona D850. Wybór Sony podyktowany był też pewnymi kwestiami czysto praktycznymi. Jako bezlusterkowiec, nie byłem skazany na patrzenie w wizjer albo przy użyciu trybu live view. Przeważyły też cechy samego aparatu – wielkość matrycy i skuteczność autofocusa, a także sama szybkość zapisu zdjęć – ważących po 120 mb.
Na koniec raz jeszcze chciałbym podziękować Pawłowi, Wojtkowi i wszystkim pilotom z Orlen Grupy Akrobacyjnej Żelazny, którzy brali udział w całym tym wydarzeniu. To była niesamowita przygoda, wiele nowych doświadczeń i możliwość spróbowania czegoś, na co pewnie sam bym się tak szybko nie zzdecydował. Dziękuję! Jesteście wielcy!
Poniżej znajdziecie kilka najlepszych kadrów z kilkuset jakie powstały, oraz drobny backstage z nieporadnego wdrapywania się do ciasnej Cessny.